Nadszedł czas pierwszego spotkania. Zazwyczaj to, co nowe, napawa nas pewnym niepokojem. W tym wypadku nie było inaczej. Pójdę tam i co powiem? Do kogo się odezwę? Czy może usiądę z boku i nic nie powiem?
Nie miałam problemu z trafieniem, wolontariuszka wszystko dokładnie wytłumaczyła mi przez telefon. Myśląc o spotkaniu grupy wyobrażałam sobie raczej czarne, jednakowe krzesełka. Weszłam jednak do pomieszczenia, które bardziej przypominało zwykły, stary pokój niż salę szkoleniową. Na środku stół, a wokół niego fotele, ale każdy z innej parafii.
Od razu przywitał mnie szeroki uśmiech wolontariuszki, z którą wcześniej rozmawiałam przez telefon. Powoli schodzili się pozostali uczestnicy spotkania, zajmując najróżniejsze fotele. Byłam tam kimś nowym, dlatego zaczęliśmy od przedstawienia się. Członkowie grupy opowiadali krótko, co robią w życiu i co dają im te spotkania. Większość (a może i wszyscy) z nich nie pracuje. Około połowa uczęszcza do Środowiskowego Domu Samopomocy. Grupa wydaje się być dla nich bardzo ważna, lubią tu przychodzić, stanowi pewnego rodzaju motywator.
Wolontariuszka prowadząca spotkanie podzieliła uczestników na 2 grupy i dała im kartki z kilkoma pytaniami, na które mieli sobie odpowiedzieć. Mnie i drugą wolontariuszkę (także nową) zaprosiła na rozmowę do innego pomieszczenia. Opowiedziała nam, jak my możemy pomóc (wiele z tego wiedziałam już z rozmowy telefonicznej, teraz doszły szczegóły i ustalenia).
Krótko mówiąc, ważną pomoc stanowią zwyczajne spotkania z drugą osobą. Spacer, rozmowa przy kawie, podarowanie komuś swojego czasu. Brzmi banalnie? Jednak są na tym świecie ludzie samotni i potrzebujący kontaktu z innymi. Dla nich to naprawdę dużo znaczy, a nas – tak niewiele kosztuje.
Umówiłam się na 2 takie spotkania w kolejnym tygodniu, a potem wróciłyśmy do reszty grupy. Okazało się, że pytania na kartkach dotyczyły wiosny. Co się zmieni w Twoim życiu? Czy masz jakieś plany na wiosnę? Pomysły na wspólne wyjścia? Czy lubisz przebywać na łonie przyrody i czy pomaga ona w spotkaniu z Bogiem?
Uczestnicy przedstawili swoje odpowiedzi, zaplanowali wypad do kina i odwiedziny paru osób. Co mnie zaskoczyło, wydawali się przy tym dość nieśmiali. Też nie należę do osób przebojowych i wygadanych, jednak te osoby znają się już dłużej, więc spodziewałam się chyba większego luzu z ich strony. Wolontariuszka wytłumaczyła mi później, że to jest normalne. Tak się zachowują zazwyczaj, wpływ na to mogą mieć także brane przez nich leki. Moja obecność nie stanowiła raczej przyczyny ich skrępowania.
Po wyjściu w mojej głowie zrodziło się pytanie: co tutaj daje moja obecność? Co to w ogóle zmienia? Pomyślałam, że chętnie się spotkam z dziewczyną potrzebującą wsparcia, ale uczestnictwo w cotygodniowych spotkaniach całej grupy chyba nie jest dla mnie. Postanowiłam jednak, że jeszcze kiedyś się tam pojawię.
Już kilka dni później poznałam odpowiedzi na swoje pytania.