Herbata czarna, słodzona. Do napoju gratis dodana rozmowa: taka tam, zwyczajna, normalna. W zestawie dla 3 osób, do wypicia na miejscu. Podana w kubku, w pokoju Ani.
Ania? To imię powtórzy się tu kilka razy, bo… Ania z Anią wybrały się do Ani. Ta pierwsza Ania to świeża wolontariuszka. Druga Ania to koordynatorka grupy „Zwróceni ku słabości”. Trzecia Ania to 27-letnia dziewczyna zmagająca się z depresją.
Czy naprawdę wszystkie miały na imię Ania i żadna z nich nie piła kawy? Może to tylko przypadkowe imię wybrane przeze mnie dla ukrycia prawdziwych tożsamości bohaterek. Może wybrałam je, bo jego popularność pokazuje, że tak naprawdę każdy z nas mógłby się znaleźć w takim pokoju, może kiedyś ktoś z Was wystąpi w podobnej roli. Wymyślenie pierwszego imienia poszło gładko, to po co się trudzić z dwoma następnymi? Nazwanie wszystkich tak samo ukazuje nam, że te osoby tak naprawdę wcale się tak bardzo między sobą nie różnią. Zmagają się z podobnymi problemami, żyją na tej samej ziemi i pod tym samym słońcem. A może naprawdę tak miały na imię? Ach, czy to ważne?
Oczywiście jedna z Ań to ja. Scena przedstawia moje pierwsze spotkanie z trzecią Anią. Wypicie herbaty nie trwało długo. Było miło, rozmawiałyśmy o różnych sprawach: że trzecia Ania lubi rysować, że druga Ania ma ciekawą książkę, no i czemu pierwsza Ania zdecydowała się na taką formę wolontariatu. Dobra, dobra, ale jakie wrażenia? Miłe. Jak było? Sympatycznie. Jaka jest ta trzecia Ania? Miła i sympatyczna.
Podczas tej rozmowy zdałam sobie sprawę, że owa trzecia Ania ma tak właściwie bardzo normalne problemy, z którymi sama się nieraz zmagam. Różnica polega tylko na tym, jak sobie z tym radzimy. Przykładowo wiele osób obawia się spotkań w dużych grupach, często jesteśmy nieśmiali. Potrafimy jednak przezwyciężyć te uczucia i nie pozwalamy, by zbytnio się rozrosły. Jednak trzecia Ania widzi je tak jakby w krzywym zwierciadle, które podwaja ich rozmiary. Mam nadzieję, że moja obecność choć trochę pomoże w walce z problemami – potworami*.
A teraz ostatni łyk herbaty i… do zobaczenia następnym razem!
* Polecam krótki filmik o walczeniu ze swoimi potworkami, w tym wypadku z nieśmiałością:
Zwróceni ku słabości | Poznajmy się!
Nadszedł czas pierwszego spotkania. Zazwyczaj to, co nowe, napawa nas pewnym niepokojem. W tym wypadku nie było inaczej. Pójdę tam i co powiem? Do kogo się odezwę? Czy może usiądę z boku i nic nie powiem?
Nie miałam problemu z trafieniem, wolontariuszka wszystko dokładnie wytłumaczyła mi przez telefon. Myśląc o spotkaniu grupy wyobrażałam sobie raczej czarne, jednakowe krzesełka. Weszłam jednak do pomieszczenia, które bardziej przypominało zwykły, stary pokój niż salę szkoleniową. Na środku stół, a wokół niego fotele, ale każdy z innej parafii.
Od razu przywitał mnie szeroki uśmiech wolontariuszki, z którą wcześniej rozmawiałam przez telefon. Powoli schodzili się pozostali uczestnicy spotkania, zajmując najróżniejsze fotele. Byłam tam kimś nowym, dlatego zaczęliśmy od przedstawienia się. Członkowie grupy opowiadali krótko, co robią w życiu i co dają im te spotkania. Większość (a może i wszyscy) z nich nie pracuje. Około połowa uczęszcza do Środowiskowego Domu Samopomocy. Grupa wydaje się być dla nich bardzo ważna, lubią tu przychodzić, stanowi pewnego rodzaju motywator.
Wolontariuszka prowadząca spotkanie podzieliła uczestników na 2 grupy i dała im kartki z kilkoma pytaniami, na które mieli sobie odpowiedzieć. Mnie i drugą wolontariuszkę (także nową) zaprosiła na rozmowę do innego pomieszczenia. Opowiedziała nam, jak my możemy pomóc (wiele z tego wiedziałam już z rozmowy telefonicznej, teraz doszły szczegóły i ustalenia).
Krótko mówiąc, ważną pomoc stanowią zwyczajne spotkania z drugą osobą. Spacer, rozmowa przy kawie, podarowanie komuś swojego czasu. Brzmi banalnie? Jednak są na tym świecie ludzie samotni i potrzebujący kontaktu z innymi. Dla nich to naprawdę dużo znaczy, a nas – tak niewiele kosztuje.
Umówiłam się na 2 takie spotkania w kolejnym tygodniu, a potem wróciłyśmy do reszty grupy. Okazało się, że pytania na kartkach dotyczyły wiosny. Co się zmieni w Twoim życiu? Czy masz jakieś plany na wiosnę? Pomysły na wspólne wyjścia? Czy lubisz przebywać na łonie przyrody i czy pomaga ona w spotkaniu z Bogiem?
Uczestnicy przedstawili swoje odpowiedzi, zaplanowali wypad do kina i odwiedziny paru osób. Co mnie zaskoczyło, wydawali się przy tym dość nieśmiali. Też nie należę do osób przebojowych i wygadanych, jednak te osoby znają się już dłużej, więc spodziewałam się chyba większego luzu z ich strony. Wolontariuszka wytłumaczyła mi później, że to jest normalne. Tak się zachowują zazwyczaj, wpływ na to mogą mieć także brane przez nich leki. Moja obecność nie stanowiła raczej przyczyny ich skrępowania.
Po wyjściu w mojej głowie zrodziło się pytanie: co tutaj daje moja obecność? Co to w ogóle zmienia? Pomyślałam, że chętnie się spotkam z dziewczyną potrzebującą wsparcia, ale uczestnictwo w cotygodniowych spotkaniach całej grupy chyba nie jest dla mnie. Postanowiłam jednak, że jeszcze kiedyś się tam pojawię.
Już kilka dni później poznałam odpowiedzi na swoje pytania.
Nie miałam problemu z trafieniem, wolontariuszka wszystko dokładnie wytłumaczyła mi przez telefon. Myśląc o spotkaniu grupy wyobrażałam sobie raczej czarne, jednakowe krzesełka. Weszłam jednak do pomieszczenia, które bardziej przypominało zwykły, stary pokój niż salę szkoleniową. Na środku stół, a wokół niego fotele, ale każdy z innej parafii.
Od razu przywitał mnie szeroki uśmiech wolontariuszki, z którą wcześniej rozmawiałam przez telefon. Powoli schodzili się pozostali uczestnicy spotkania, zajmując najróżniejsze fotele. Byłam tam kimś nowym, dlatego zaczęliśmy od przedstawienia się. Członkowie grupy opowiadali krótko, co robią w życiu i co dają im te spotkania. Większość (a może i wszyscy) z nich nie pracuje. Około połowa uczęszcza do Środowiskowego Domu Samopomocy. Grupa wydaje się być dla nich bardzo ważna, lubią tu przychodzić, stanowi pewnego rodzaju motywator.
Wolontariuszka prowadząca spotkanie podzieliła uczestników na 2 grupy i dała im kartki z kilkoma pytaniami, na które mieli sobie odpowiedzieć. Mnie i drugą wolontariuszkę (także nową) zaprosiła na rozmowę do innego pomieszczenia. Opowiedziała nam, jak my możemy pomóc (wiele z tego wiedziałam już z rozmowy telefonicznej, teraz doszły szczegóły i ustalenia).
Krótko mówiąc, ważną pomoc stanowią zwyczajne spotkania z drugą osobą. Spacer, rozmowa przy kawie, podarowanie komuś swojego czasu. Brzmi banalnie? Jednak są na tym świecie ludzie samotni i potrzebujący kontaktu z innymi. Dla nich to naprawdę dużo znaczy, a nas – tak niewiele kosztuje.
Umówiłam się na 2 takie spotkania w kolejnym tygodniu, a potem wróciłyśmy do reszty grupy. Okazało się, że pytania na kartkach dotyczyły wiosny. Co się zmieni w Twoim życiu? Czy masz jakieś plany na wiosnę? Pomysły na wspólne wyjścia? Czy lubisz przebywać na łonie przyrody i czy pomaga ona w spotkaniu z Bogiem?
Uczestnicy przedstawili swoje odpowiedzi, zaplanowali wypad do kina i odwiedziny paru osób. Co mnie zaskoczyło, wydawali się przy tym dość nieśmiali. Też nie należę do osób przebojowych i wygadanych, jednak te osoby znają się już dłużej, więc spodziewałam się chyba większego luzu z ich strony. Wolontariuszka wytłumaczyła mi później, że to jest normalne. Tak się zachowują zazwyczaj, wpływ na to mogą mieć także brane przez nich leki. Moja obecność nie stanowiła raczej przyczyny ich skrępowania.
Po wyjściu w mojej głowie zrodziło się pytanie: co tutaj daje moja obecność? Co to w ogóle zmienia? Pomyślałam, że chętnie się spotkam z dziewczyną potrzebującą wsparcia, ale uczestnictwo w cotygodniowych spotkaniach całej grupy chyba nie jest dla mnie. Postanowiłam jednak, że jeszcze kiedyś się tam pojawię.
Już kilka dni później poznałam odpowiedzi na swoje pytania.
Zwróceni ku słabości | Zaburzenia psychiczne
Zaburzenia psychiczne. Jakie są nasze pierwsze skojarzenia? Psychiatryk. Drzwi bez klamek. Kaftany. Ludzie uważający się za Jezusa czy Elvisa. Wariaci. Niebezpieczni wariaci. Śmiech? Strach?
Tymczasem statystyki* mówią, że zaburzeń psychicznych doświadczył aż co czwarty Polak w wieku produkcyjnym. Nałogi, lęki, depresja... to zaledwie kilka przykładów problemów, z którymi się borykamy.
Osobiście nigdy nie miałam bezpośredniej styczności z takimi sprawami. Jednak przeglądając oferty wolontariatu natrafiłam ostatnio na takie ogłoszenie:
Grupa "Zwóceni Ku Słabości" działająca w ramach fundacji Format jest grupą wsparcia dla osób z problemami psychicznymi.
Szukamy wolontariuszy chętnych na nasze wyjazdy, rekolekcje, spotkania. Możliwy darmowy kurs dla wolontariuszy nt. zaburzeń psychicznych.
Nasze stałe spotkania odbywają się w każdy piątek w Duszpasterstwie akademickim w Katowicach, duchowym opiekunem grupy jest twórca znanego w Polsce kabaretu Absurdalnego i kabaretu "Drzewo A Gada", gdzie występują osoby niepełnosprawne ks. Marek Wójcicki.
Co sprawiło, że nie przeszłam obojętnie obok tego ogłoszenia? Widzę 2 główne powody:
1. W tym okresie trafiły mi się dwie rozmowy ze znajomymi na temat ich problemów. Jednego próbowałam postawić na nogi i przekonać, że zmiany w życiu są możliwe do osiągnięcia. Drugi wypłakał mi się w ramię, a następnego dnia zadzwonił podziękować za rozmowę. W tym momencie poczułam, że może byłabym w stanie pomóc komuś jeszcze.
2. Znam i cenię księdza Wójcickiego, który był kiedyś moim katechetą (przy okazji polecam występy kabaretu "Drzewo A Gada", który uważam za świetną inicjatywę).
Po przemyśleniu sprawy odpowiedziałam na ogłoszenie. Dowiedziałam się, jak można pomagać i poszłam na pierwsze spotkanie. Relację znajdziecie w kolejnym poście!
*na podstawie raportu CBOS-u "Zdrowie psychiczne Polaków" z 2012 roku
Tymczasem statystyki* mówią, że zaburzeń psychicznych doświadczył aż co czwarty Polak w wieku produkcyjnym. Nałogi, lęki, depresja... to zaledwie kilka przykładów problemów, z którymi się borykamy.
Osobiście nigdy nie miałam bezpośredniej styczności z takimi sprawami. Jednak przeglądając oferty wolontariatu natrafiłam ostatnio na takie ogłoszenie:
Grupa "Zwóceni Ku Słabości" działająca w ramach fundacji Format jest grupą wsparcia dla osób z problemami psychicznymi.
Szukamy wolontariuszy chętnych na nasze wyjazdy, rekolekcje, spotkania. Możliwy darmowy kurs dla wolontariuszy nt. zaburzeń psychicznych.
Nasze stałe spotkania odbywają się w każdy piątek w Duszpasterstwie akademickim w Katowicach, duchowym opiekunem grupy jest twórca znanego w Polsce kabaretu Absurdalnego i kabaretu "Drzewo A Gada", gdzie występują osoby niepełnosprawne ks. Marek Wójcicki.
Co sprawiło, że nie przeszłam obojętnie obok tego ogłoszenia? Widzę 2 główne powody:
1. W tym okresie trafiły mi się dwie rozmowy ze znajomymi na temat ich problemów. Jednego próbowałam postawić na nogi i przekonać, że zmiany w życiu są możliwe do osiągnięcia. Drugi wypłakał mi się w ramię, a następnego dnia zadzwonił podziękować za rozmowę. W tym momencie poczułam, że może byłabym w stanie pomóc komuś jeszcze.
2. Znam i cenię księdza Wójcickiego, który był kiedyś moim katechetą (przy okazji polecam występy kabaretu "Drzewo A Gada", który uważam za świetną inicjatywę).
Po przemyśleniu sprawy odpowiedziałam na ogłoszenie. Dowiedziałam się, jak można pomagać i poszłam na pierwsze spotkanie. Relację znajdziecie w kolejnym poście!
*na podstawie raportu CBOS-u "Zdrowie psychiczne Polaków" z 2012 roku
Na wypadek smutku
Każdy przeżywa czasem kryzysy. Małe, duże, krótkie, długie… Nieważne, czy jest nam smutno, bo odczuwamy ból istnienia, czy wdepnęliśmy w końskie łajno, czy może świeci słońce i widać smugi na świeżo umytych oknach. Ważne, żebyśmy w trudnych chwilach mieli się do kogo zwrócić.
Jak powiedziała Marlene Dietrich, „liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o 4 nad ranem”. Jeżeli chcecie komuś powiedzieć, że może na Was liczyć i że jesteście gotowi ze spokojem odebrać telefon o każdej porze dnia i nocy, to polecam przygotowanie małego drobiazgu.
Co? Mała karteczka do portfela. Może być wielkości wizytówki, najlepiej zalaminowana. Umieszczamy na niej instrukcję postępowania w razie odczuwania smutku i podajemy swój numer jako telefon alarmowy. Wierzę, że taka mała rzecz, może nieraz bardzo podnieść kogoś na duchu.
Dla kogo? Dla przyjaciela, który ostatnio rzadziej się uśmiecha. Nie radzę jednak rozdawać tego typu prezentów na prawo i lewo, bo znajomi przychodzą i odchodzą, a zalaminowany papier się tak szybko nie rozkłada. Moja przyjaźń z obdarowaną osobą chyba już się skończyła i pewnie zdziwiłyby mnie teraz słowa „Dzień dobry. Czy dobrze się dodzwoniłem w sprawie smuteczku?”, jednak słowo się rzekło i raczej nie odpowiedziałabym „Nie, tu pralnia. Proszę spróbować gdzie indziej”.
Co będzie potrzebne? Podstawowa znajomość programu graficznego i ze 3zł do pozostawienia w drukarni w zamian za wydruk i laminowanie.
Droga na skróty: Jeżeli podoba Wam się pomysł, ale słowa „program graficzny” napawają Was strachem, niechęcią lub obrzydzeniem, to zapraszam do ściągnięcia darmowego szablonu, który na pewno bardzo ułatwi Wam pracę ;)
Życzę powodzenia w tworzeniu własnych kart ratunkowych!
Do pobrania:
- wzór, na którym możecie się wzorować (w formacie .jpg): przód i tył
- szablon do edycji (w formacie .psd do edycji w Photoshopie): przód i tył
Jak powiedziała Marlene Dietrich, „liczą się tylko ci przyjaciele, do których możesz zadzwonić o 4 nad ranem”. Jeżeli chcecie komuś powiedzieć, że może na Was liczyć i że jesteście gotowi ze spokojem odebrać telefon o każdej porze dnia i nocy, to polecam przygotowanie małego drobiazgu.
Co? Mała karteczka do portfela. Może być wielkości wizytówki, najlepiej zalaminowana. Umieszczamy na niej instrukcję postępowania w razie odczuwania smutku i podajemy swój numer jako telefon alarmowy. Wierzę, że taka mała rzecz, może nieraz bardzo podnieść kogoś na duchu.
Dla kogo? Dla przyjaciela, który ostatnio rzadziej się uśmiecha. Nie radzę jednak rozdawać tego typu prezentów na prawo i lewo, bo znajomi przychodzą i odchodzą, a zalaminowany papier się tak szybko nie rozkłada. Moja przyjaźń z obdarowaną osobą chyba już się skończyła i pewnie zdziwiłyby mnie teraz słowa „Dzień dobry. Czy dobrze się dodzwoniłem w sprawie smuteczku?”, jednak słowo się rzekło i raczej nie odpowiedziałabym „Nie, tu pralnia. Proszę spróbować gdzie indziej”.
Co będzie potrzebne? Podstawowa znajomość programu graficznego i ze 3zł do pozostawienia w drukarni w zamian za wydruk i laminowanie.
Droga na skróty: Jeżeli podoba Wam się pomysł, ale słowa „program graficzny” napawają Was strachem, niechęcią lub obrzydzeniem, to zapraszam do ściągnięcia darmowego szablonu, który na pewno bardzo ułatwi Wam pracę ;)
Życzę powodzenia w tworzeniu własnych kart ratunkowych!
Do pobrania:
- wzór, na którym możecie się wzorować (w formacie .jpg): przód i tył
- szablon do edycji (w formacie .psd do edycji w Photoshopie): przód i tył
Projektor | Każdy człowiek ma w sobie potencjał, by zostać wolontariuszem!
Nie pamiętam, jak pierwszy raz trafiłam na stronę Projektora, ale było to już ponad pół roku temu. Idea od razu mi się spodobała, ale równie szybko na horyzoncie pojawili się pan Leń i panna Wymówka. Niedawno pomysł powrócił i postanowiłam, że tym razem nie pozwolę wyimaginowanym postaciom zagłuszyć głosu Projektora.
Na stronie programu Fundacji Rozwoju Wolontariatu widnieje hasło Jesteśmy przekonani, że każdy człowiek ma w sobie potencjał, by zostać wolontariuszem!, które w zasadzie mogłoby stanowić także motto tego bloga. Ten konkretny projekt kierowany jest do studentów, doktorantów i absolwentów do 1 roku po ukończeniu studiów.
Wstęp się dłuży… o co chodzi?
Zbiera się 2-3 studentów, którzy następnie prowadzą zajęcia dla dzieci z małych miejscowości. Tematyka jest praktycznie dowolna. Eksperymenty chemiczne, warsztaty teatralne czy rozbudzanie kreatywności. Ważne, żeby zainteresować czymś dzieciaki i zarazić je swoją pasją.
Super sprawa! Od czego zacząć?
Od znalezienia 1-2 osób, z którymi chcemy poprowadzić nasz własny projekt. O moich kompanach i wyborze tematu przeczytacie w kolejnym poście dotyczącym Projektora ;)
Na stronie programu Fundacji Rozwoju Wolontariatu widnieje hasło Jesteśmy przekonani, że każdy człowiek ma w sobie potencjał, by zostać wolontariuszem!, które w zasadzie mogłoby stanowić także motto tego bloga. Ten konkretny projekt kierowany jest do studentów, doktorantów i absolwentów do 1 roku po ukończeniu studiów.
Wstęp się dłuży… o co chodzi?
Zbiera się 2-3 studentów, którzy następnie prowadzą zajęcia dla dzieci z małych miejscowości. Tematyka jest praktycznie dowolna. Eksperymenty chemiczne, warsztaty teatralne czy rozbudzanie kreatywności. Ważne, żeby zainteresować czymś dzieciaki i zarazić je swoją pasją.
Super sprawa! Od czego zacząć?
Od znalezienia 1-2 osób, z którymi chcemy poprowadzić nasz własny projekt. O moich kompanach i wyborze tematu przeczytacie w kolejnym poście dotyczącym Projektora ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)